Gruzja – Pankisi
Wąwóz Pankisi, Wysoki Kaukaz, Gruzja na pograniczu z Czeczenią.
Teren zamieszkały przez Kistów, gruzińskich Czeczenów, którzy na początku XIX wieku przybyli tu, szukając schronienia przed radykalizacją religijną. Schronienie dla czeczeńskich uchodźców oraz bojowników podczas wojen z Rosją. Do niedawna miejsce całkowicie odizolowane od reszty Gruzji, w tej chwili spokojne i gościnne, ale rzadko odwiedzane przez turystów. Można wędrować tygodniami i spotkać tylko nielicznych pasterzy, a w oddalonych dolinach nikogo.
Miejsce naszej pierwszej wyprawy konnej. Jak zazwyczaj rzuciliśmy się na głęboką wodę! Już pierwszego dnia, po 6 godzinnej wspinaczce, dotarliśmy na 2200 m n.p.m., gdzie wypadł nam pierwszy biwak. Potem było tylko lepiej. Noclegi nawet na 2600 m. Najwyższa przełęcz na ponad 3000 m, gdzie grzmiało i waliło piorunami jak diabli! Wyeksponowane ścieżki, nad kilkusetmetrowymi urwiskami. Tak zwana „żelazna droga”, gdzie ciężko było iść samemu, a każdy musiał prowadzić swojego konia. Konie! Wspaniałe Kabardyńce, którym na tych niebezpiecznych ścieżkach trzeba ślepo zaufać, a one tego zaufania ani razu nie zawiodły! Pewnie szły nad największymi urwiskami i wspinały się na strome wzniesienia. Za to w dół, aby je odciążyć i ułatwić zejście, zawsze je sprowadziliśmy. Aga miała sporo wątpliwości i wyrzuty sumienia czy trasa ta nie jest ponad siły naszych wierzchowców. Ale po długich dyskusjach z przewodnikiem oraz obserwacji, jak konie traktowane są przez ich kistyńskich opiekunów, jej obawy troszkę się uspokoiły. Słońce i deszcz, upał i ziąb. Pięć dni poza jakakolwiek cywilizacją. Cisza i spokój.
Wyprawa okazała się wspaniałą i pełną emocji przygodą. Nasze dziewczyny przeszczęśliwe. Kontakt z końmi przez cały dzień, brak kontaktu z mydłem oraz ziemniaki pieczone w wysuszonych końskich i krowich odchodach to przepis na uśmiech naszych dzieci Za to my zabieramy się za szlifowanie naszych jeździeckich umiejętności, aby pojechać na kolejne konne eskapady i dotrzymać kroku naszym dziewczynom w galopie