Bieszczady

Śnieżna zima daje nam radość dziecka, kiedy siadasz na sanki, jabłuszko i suniesz w dół i możesz tak przez pół dnia – góra, dół, góra dół… Uwielbiam powracać do tej zjazdowej, saneczkowej radości.

W Bieszczadach nie było nas bardzo dłuuuugo. Nasze dziewczyny zawitały w te strony pierwszy raz. Zeszliśmy trochę szlaków, przypomnieliśmy sobie bieszczadzkie miejscowości i klimat tych wspaniałych gór. 

W pierwszy dzień przeszliśmy Połoninę Wetlińską. Wspaniała, słoneczna aura wynagrodziła nam dość ciężką bo śliską wspinaczkę pięknymi widokami. A wkoło biało. Drugiego dnia zdobyliśmy najwyższy szczyt Bieszczad – Tarnicę. Tego dnia widoków nie mieliśmy, ponieważ całą drogę szliśmy w białym mleku z chmur. Na samym szczycie mroźny wiatr połączony z wilgocią spowodował, że szybko zarządziliśmy odwrót i zmianę trasy. Zeszliśmy w dół tą samą drogą oszronieni od stóp do głów. Po dość długiej i mroźnej wyprawie na Tarnicę, Zosia i Karolcia postanowiły zrobić sobie dzień odpoczynku. Sami mogliśmy zaplanować na następny dzień dłuższą trasę. Poszliśmy na Połoninę Caryńską. Po nocnych opadach śniegu, nie było już tak lekko, tym bardziej, że szlak nie był w ogóle przetarty. Tego dnia na szlaku spotkaliśmy tylko kilka osób. Cudowny obrazek. Przestrzeń, pusto, po horyzont bieszczadzkie szczyty i połoniny w białym puchu. Nie często takie pustki zdarzają się dziś na szlakach górskich. Brakowało tylko jakiegoś misia albo rysia. Czwarty dzień już z dziewczynami pomaszerowaliśmy na Małą i Wielką Rawkę. Dosypało znów śniegu, więc czasem zapadaliśmy się po kolana w puchu. Szadź na drzewach wyglądała przepięknie. Dziewczynki miały frajdę, kiedy dochodząc do szczytów musiały przedzierać się na czworaka – niezły ubaw. Dzielnie zdobyły obie Rawki. Dumne z tego wyczynu stwierdziły, że kolejny dzień przerwy im się należy. Ostatni dzień i ostatnia wycieczka znowu we dwoje. Padło na Smerek. Ehhh to była mega przeprawa, bo znów dosypało. Podejście było najcięższe. Po zboczu, po uda w śniegu, czasem na czworaka. Wychodząc jedną nogą i wpadając drugą jeszcze głębiej w śnieg, padały czasem niecenzurowane słowa (Aga) z tej wściekłości i niemocy. Ale na szczycie prezent w postaci wspaniałych widoków, zamazał wszelkie niedogodności podejścia. Piękny zachód słońca, cudowne światło dla zdjęć. Zasłużone zakończenie bieszczadzkiej przygody.

Wszyscy bardzo zadowoleni, dumni z siebie i pełni optymizmu wróciliśmy do codziennych spraw. Plany powrotu oczywiście są, i to w niedalekiej przyszłości – może na jesień….