Biebrza

W zeszłym roku postanowiliśmy, że wrócimy na wschód Polski, do Doliny Biebrzy. Plan był taki, żeby wybrać czas kiedy można poobserwować więcej zwierząt niż było to w sierpniu. Większość opowieści wskazywało, że wiosna, a w zasadzie początek wiosny to właściwy moment. Korzystając z przedłużonego, wielkanocnego weekendu ruszyliśmy na poszukiwanie łosia. Osiedliśmy w małym, urokliwym i ciepłym domek tuż nad brzegiem Biebrzy, z widokiem na rozlewiska.

Zajechaliśmy około 2:00 w nocy, mocno wyczerpani poszliśmy spać. Po takiej wyczerpującej podróży dziewczyny śpią, czyli ja też śpię. Grzesiek zwyczajowo, chcąc wykorzystać każdą chwilę, o świcie ruszył na pierwsze “polowanie”. Ojjj. Bardzo żałowałam, że nie zapakowałam się wtedy do auta. Pierwszy poranek okazał się dla niego mega szczęśliwy. “Trafił” łosia z bardzo bliska, na łosiostradzie. Jest i fota, zabrakło tylko fajnego światła:):) Tej wiosny w ogóle światło dla zdjęć bardzo rzadko się zdarza, jakieś takie białe jest, bez wyrazu. Tego dnia całą rodzinką podjechaliśmy do Informacji Turystycznej Biebrzańskiego Parku Narodowego w Osowcu. Kierując się wskazówkami, zwiedziliśmy Twierdzę Osowiec, a w zasadzie to co po niej pozostało. Spacerując mogliśmy obserwować stada dzikich gęsi – gęgaw. Po przyjemnym, długim spacerze, zgłodnieliśmy nie mało. Trafiliśmy w bardzo przyjemne miejsce w Goniądzu, “Oberża nad Biebrzą”, gdzie zjedliśmy przepyszny obiadek. Naprawdę polecamy. Pyszna babka ziemniaczana, placki z gulaszem, wszystko! A całość domykają przesympatyczni właściciele. Bardzo miło i smakowicie. 

Na drugi dzień zaplanowaliśmy kilka mniejszych wycieczek na terenie Bagna Ławki. Byliśmy na kładce – Długa Luka oraz na Grobli Honczarowskiej. Długie to były spacery. A co nam się udało zaobserwować? Głównie ptaki, gile, rudziki, dzięcioły, gęgawy. Widać było, że wiosna powoli budzi się do życia. 

W niedzielę postanowiliśmy zrobić dłuższą wycieczkę, gdzie dość dużo było błotnistych odcinków. Dla dziewczynek to dodatkowa frajda:) W połowie drogi, na otwartej łące widzieliśmy  kilka jelonków, a wzdłuż całej przechadzki towarzyszyły nam dzięcioły. Wydaje nam się, że większość z nich to dzięcioł duży. Popołudniową porą dziewczynki zostały w domku a my ruszyliśmy jeszcze na znane nam już sprzed roku – Czerwone Bagno. Przed wyjazdem zaopatrzyliśmy się w kalosze. Wiedzieliśmy, że może być bagniście i faktycznie tak było. Dość sporo krążyliśmy, żeby pójść choć odrobinę dalej, jednak wysoki stan wody nas pokonał. Trudy nasze zostały wynagrodzone wspaniałym światłem i groźnymi nawałnicami, jakie kłębiły się na horyzoncie. Foty wyszły naprawdę super. Do tego żurawi klengor, cudownie było słuchać ten śpiew. Gęgawy też dobrze sobie radziły, cały czas gęgały.  

W poniedziałek wielkanocny postanowiliśmy, że ruszymy o świcie na małą wyprawę, bez dziewczynek. Pobudka była o 4:30. Poszliśmy jeszcze raz na Bagno Ławki na najbardziej bagnisty odcinek. Wtedy. Niespodzianka! Udało się zobaczyć dwa duże łosie z odległości ok kilometra. Leżały sobie wygodnie w wysokich trawach i przeżuwały śniadanko. Bardzo miły widoczek. Grzesiek jeszcze tego popołudnia ruszył w najbardziej bagnisty teren podczas tego wyjazdu. Przeprawę miał naprawdę wyczerpującą i mega wymagającą. Brodził po brzegi kaloszowych cholewek. Taką błotnistą zabawę sobie sprawił na końcówkę naszej biebrzeńskiej wyprawy. 

Lasy i rozlewiska Biebrzeńskiego Parku Narodowego bardzo nas zauroczyły. Sporo kilometrów przedreptraliśmy. Wspaniałe tereny do wędrówek, obserwacji i na relaks wśród śpiewu niezliczonej ilości ptaków. A na łosia czy wilka trzeba się uzbroić w dużo większą cierpliwość i mieć dla nich dużo, dużo czasu.